Dziś, w Święto Zmarłych z nostalgią wspominamy Tych, których już z nami nie ma. Wspominamy wszystkich Barkowiczów – Marię, Henia, Ziutkę, Grzesia, Włodka, Mariana, Romka, Janusza i innych z którymi byliśmy na tej drodze i towarzyszyliśmy sobie.
Wspominamy też Tomka Sadowskiego.
Polecamy Wam piękne wspomnienie Barbara Sadowska i fragment wywiadu z Tomkiem z 2018 roku. Nastroiło nas to na dzisiejszy, nostalgiczny dzień.
Tomek zawsze widział jaśniejszą stronę w drugim człowieku. To już prawie 5 lat jak nie ma GO wśród nas. Ale nie ma dnia, żebyśmy o nim nie myśleli, nie ma rozmowy, w której nie nawiązywalibyśmy do tego, co do nas powiedział, albo jak zareagowałby na różne trudne sytuacje, których doświadczamy. Zastanawiamy się, co by powiedział o kursie przyszlosci Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka (jako żeglarz uczył nas, żeby właściwie odczytywać współrzędne). Pamietam Jego uważne i skupione spojrzenie, cieply dotyk dloni, radość ze spotkania okazywaną szerokim rozłożeniem ramion na przywitanie ……. Agnieszka Król napisala: Patrzył na człowieka najbardziej przenikliwym i głęboko mądrym spojrzeniem i już wiedział i czuł i rozumiał… Wyprzedzał wydarzenia i fakty… Po latach zrozumiałam to, co dla Niego już wtedy było oczywiste… Czerpię do dzisiaj…
Ponizej fragmenty wywiadu z Tomkiem, który przeprowadził w 2018 r. Wojciech Biedak , były Redaktor Radia Merkury
Boisz się starzenia?
Nie. Nie boję się ani śmierci, ani odejścia. Wiesz, może to jest wynik tego, że na swojej drodze spotykałem wiele problemów, które były ważne społecznie, i że ten staruszek to jest ktoś, kto jeszcze czuwa nad tym, żeby posiane ziarno dało plony i żeby był dalszy siew..
Ile jest w Tomaszu Sadowskim radosnego chłopca, który potrafi się cieszyć każdą chwilą życia, a ile doświadczonego i trochę już zmęczonego seniora?
(Ze śmiechem) To jest pół na pół. Tamten chłopiec z mojego dzieciństwa, który po naukach babci i dziadka poszedł swoją drogą, ciągle żyje i ma się z czego cieszyć. Senior już mniej. To jest taka rola, na którą świadomie i z wyprzedzeniem przygotowuję moją rodzinę, nasze kręgi społeczne. Kiedy te „seniory” już odejdą razem ze mną, to byłoby dobrze, żeby to wszystko, co zrobiliśmy miało ręce i nogi i poszło jeszcze szerzej………
W życiu niekoniecznie trzeba się bić. Skąd te słowa i co z nich wynika?
To nauka moich dziadków. Że wszystko ma swój czas, i że spokojnie trzeba robić swoje. Bitwa to już przecież rewolucja, a dziadkowie nauczyli mnie, że najlepsze i najskuteczniejsze jest podsuwanie rozwiązań.
Skąd wiedziałeś już w 1989 roku, że to będzie kapitalizm dla połowy Polaków?
To znowu była nauka i wiedza moich bardzo dobrze wykształconych dziadków, potem moje doświadczenia z rówieśnikami z państwowych gospodarstw rolnych. Ojciec był dyrektorem PGR-ów. Przenosiliśmy się trzynaście razy i znałem różne miejsca i środowiska. Zdawałem sobie sprawę, że kiedy przyjdzie moment wolności, to pierwsze, co się zrealizuje, to prywatyzacja. Od razu było widać, że czterdzieści procent społeczeństwa załapie się na zupełnie nowy czas i będą starać się być bardzo przedsiębiorczy, co nie zawsze jest chwalebne. Dlatego, że można przejść z etapu solidarności do absolutnego egoizmu – rodzinnego, czy grupowego. A to ma już duże konsekwencje dla rozwoju w ogóle. A przecież na tę radość wolności pracowały pokolenia. Jedna trzecia, z natury sprawniejsza, znalazła dla siebie przestrzeń, pozostawiając kompletnie z tyłu innych. Zdawałem sobie sprawę, że te najsłabsze dziewczyny i chłopaki, te środowiska, które znałem bardzo dobrze, mogą zostać z tyłu. Będą mieli odczucie generalnej i moralnej porażki. Wtedy już wiedziałem, że należy tak myśleć, żeby stworzyć schody, po których ci, co idą wolno, też mogli wejść. Żeby nie tracić solidarności.
Dlatego podkreślasz zawsze, że potrzebna nam gospodarka i ekonomia solidarna?
To przecież jest wpisane w konstytucję, gdzie mamy społeczną gospodarkę rynkową. Ale to jest trudne, bo wymaga szerszego patrzenia, niż tylko na rozwój finansowy firmy.
Kiedy rozmawiałem z barkowiczami, to wszyscy podkreślali, że tutaj jest wzajemność i rozmowy na równych prawach.
Powołując fundację, nazwaliśmy ją Fundacją Pomocy Wzajemnej. To jest kwestia świadomości zobowiązań, mądrego życia społecznego i poszanowania godności drugiego człowieka. A wzajemność to także rozmowa. Nawet tutaj, w tym domu, odbywają się trzy razy w roku spotkania liderów wspólnot „Barki” i przedsiębiorstw społecznych. To jest ważne, żeby się zbierać, żeby ocenić sytuację – gdzie jesteśmy, co robimy? Każdy się wtedy wypowiada. Ci, którzy tutaj przyjeżdżają, to wyjątkowa grupa osób – często po więzieniach, alkoholizmie, bezdomności i innych skrajnych sytuacjach. Gdybyś tutaj był, to byś widział, jak oni roztropnie podchodzą do tego, co robią. Ale zawsze u dołu jest ten dzwoneczek, że kiedyś było bardzo ciężko.
Jak widzisz siebie za kilka lat?
Dla takiego staruszka jak ja ten etap życia i działania wymaga pokory. Ja muszę teraz ustępować, bo więcej do powiedzenia mają już ci, którzy w „Barce” stanęli na nogi.
Nie nosi Ciebie, buntownika z natury?
To tak musi być. Mądry ojciec patrzy na rodziny swoich dzieci. Może ich odwiedzać, ale to musi wystarczyć. To jest oczywiście także trudny etap, bo nie mogę swojego palca wszędzie wtykać. To, co robiłem, realizuje się teraz poprzez innych. Bo gdyby miało mnie trzymać przy życiu to, że ja ciągle pędzę – to już nie. Ja się teraz uczę tego, co zostaje dla takich staruszków… (śmiech).
Trudna nauka?
Trudna. Choć mam świadomość, że nie spartoliłem pomysłu na solidarną gospodarkę, która się kojarzy z tym, że przekazuje się dobro, często rezygnując z dobra własnego. Tak naprawdę rzeczy ważne i duże są tyle ważne, ile kosztują.