Dariusz Pomietło
piekarz, szef kuchni w bistro Spółdzielni Wspólny Stół
o sobie:
Przyjechałem tutaj z Kopenhagi po dziesięcioletniej tułaczce. Piłem, kradłem, trzy razy próbowałem odebrać sobie życie. Uratowali mnie, wróciłem do Polski, do Chudobczyc. Wykryto u mnie guzy, dlatego przybyłem do Poznania, żeby się dalej leczyć.
Z tą kuchnią to śmiesznie wyszło, bo ja garów nie lubię! Opiekowałem się dwiema młodszymi siostrami, bo mama wcześnie zmarła i trzeba im było gotować.
I tak się stało, że z pomocnika z czasem zostałem szefem kuchni. Zmontowałem ekipę, szanujemy się. Odkąd jesteśmy razem, nikt się jeszcze nie pokłócił i to jest nasz wielki sukces!
Zawsze tu jest też coś, co jest dla mnie nowe, takie wegetariańskie pierdoły na przykład. Wtedy pomagają dziewczyny.
Każdy robi to, co umie najlepiej i w tym się zazębiamy. W programach kulinarnych to wszyscy na siebie krzyczą, a my nie. Gdybyśmy gotowali obiad niejadalny przez tydzień, to jest wybaczalne, ale co innego, gdy ktoś się źle wyraża o innych.
Z mąką nie miałem wcześniej nic do czynienia. Pojechałem na warsztaty w piekarni Duńczyka Michaela i byłem w szoku. Na stole leżała tylko taka mała szpachelka i on powiedział: „tym robię chleb”.
Potem zakochałem się w robieniu chleba. Jak piekę? Wstaję o trzeciej w nocy. Cały proces trwa kilka godzin, niezależnie czy chlebów jest 10 czy 20. Skład jest prosty: trzy rodzaje mąki: pszenna, żytnia, graham, woda i sól. Nic więcej. Zakwas robię sam. Reszta to tajemnica.
Ktoś mi raz powiedział: Ty nie masz robić za nich, ty masz robić z nimi. Więc dziś Michał chleby robił, a ja usiadłem i patrzyłem z daleka. Mógłbym być piekarzem, już mi jedna piekarnia chciała nawet przygotować umowę.
Ale co oni sobie myślą, zwariowali? Zostaję tutaj!
#MiędzynarodowyDzieńWalkiZUbóstwem