Mam przed oczami taki obraz: Boże Narodzenie, rok 1995. Pierwszy dom Barki we Władysławowie odświętnie udekorowany, chociaż bardzo skromny. Na stołach potrawy wigilijne, podobne do tych w innych okolicznych domach. A wokół stołu przejęci my – dzieci, starsi, kobiety, mężczyźni, po przejściach, z uzależnieniami, osamotnieni. Uchodźcy w swoim własnym kraju. Przyszedł czas na jasełka, do których wszystkie barkowe dzieci pieczołowicie się przygotowywały przez ostatnie tygodnie. A w nich scena, która jest tak aktualna: ciężarna Maryja z Józefem puka od drzwi do drzwi, a gospodarze ich przeganiają słowami „Kto się tam po nocy włóczy? Zamknij dom na siedem kluczy. Jakiś obcy u drzwi stoi, a w tym domu sami swoi.”

W ostatnich tygodniach jesteśmy przejęci losem uchodźców przebywających na granicy polsko-białoruskiej. Przypominają nam się te jasełka sprzed 25-lat i historia sprzed ponad 2000-laty. Wyobrażamy sobie, że każdy z nas mógłby się znaleźć się w takiej sytuacji, że każdy z nas mógł urodzić się w kraju objętym konfliktem, w rodzinie która musi uciekać, w czasach strachu i niepewności o to, co przyniesie jutro. Trudno to tak po ludzku pojąć, zrozumieć. Trudno zaakceptować to, co dzieje się na naszej wschodniej granicy.
Dlatego jako szerokie Barkowe środowisko, nie chcemy być po stronie tych, którzy są obojętni i nie reagują. Jest wiele organizacji, które okazują solidarność i my również chcemy, bo trudno żyć z myślą, że tam są ludzie którzy zamarzną, jeśli nic nie zrobimy, że tam są dzieci, dla których od wielu tygodni codziennością jest głód i lęk.

Na naszej wschodniej granicy odbywa się dramat konkretnych osób, kobiet, dzieci i mężczyzn. To mogły być Twoje dzieci i żona, Twoi bracia i siostry. Każda z nich mogła być Twoją mamą lub tatą. Każdą z nich mogłeś być Ty czy ja.

×
Skip to content